Duda, 19.06.2020

 

Dla Dudy to ostatnia deska ratunku. Donald Trump pomoże czy ostatecznie pogrąży jego kampanię?

 

Na cztery dni przed pierwszą turą wyborów prezydenckich, Andrzej Duda poleci do USA na spotkanie z Donaldem Trumpem. Prezydent podkreśla, że będzie pierwszym politykiem, który spotka się z amerykańskim przywódcą po okresie kornawirusowym. Będzie także pierwszą głową państwa, która da twarz amerykańskiemu prezydentowi po największych od 50 lat zamieszkach na tle rasowym.

Na wczorajszej konferencji prasowej Andrzej Duda powiedział o tematach jakie będą poruszone podczas rozmów z Donaldem Trumpem. Obronność, współpraca handlowa, relacje dwustronne i zagadnienia z dziedziny energetyki. – Jestem zadowolony z dotychczasowych rozmów, będziemy dobrze przygotowani. Jesteśmy dziś jednym z poważniejszych partnerów Stanów Zjednoczonych. Mam nadzieję, że planowane tematy rozwiną naszą współpracę – mówił prezydent.

Ostatnie miesiące, które wstrząsnęły światem to nie tylko pandemia, ale także śmierć George’a Floyda, którego szyja podczas policyjnej interwencji była przez kilka minut kolanem dociskana do ziemi. W Stanach Zjednoczonych wybuchły największe od 50 lat zamieszki na tle rasowym. Mrożące krew w żyłach sceny z amerykańskich ulic obiegły światowe media. W obu sprawach Donald Trump zawiódł Amerykę.

Nawet podczas epidemii dał znać o sobie rasizm Donalda Trumpa. Prezydent USA miał prawie dwa tygodnie przerwy w kontaktach z mediami, ale gdy już wyszedł na konferencję prasową, zakończył ją skandalem. Podczas spotkania z dziennikarzami Trump chwalił się liczbą testów i mówił, że Stany Zjednoczone wykonują ich najwięcej na świecie. Weijia Jiang, urodzona w Chinach korespondentka CBS News, zapytała Trumpa dlaczego to ma takie znaczenie? Czy to są dla pana globalne zawody, gdy każdego dnia umierają kolejni Amerykanie? W odpowiedzi usłyszała, że ludzie umierają na całym świecie i żeby najpierw to pytanie zadała Chinom. Trumpowi puściły nerwy, odwrócił się na pięcie i opuścił konferencję.

Zapędy medyczne Donalda Trumpa w czasie epidemii także wywołały szok i niedowierzanie. Prezydent Stanów Zjednoczych zasugerował, że można sprawdzić, czy wstrzyknięcie zakażonemu środka dezynfekującego zwalczy koronawirusa. Lekarze w USA oniemieli i zaczęli ostrzegać, że ten pomysł jest groźny dla życia i może zabić. Joe Biden, który prawdopodobnie zmierzy się z Donaldem Trumpem w jesiennych wyborach, napisał na Twiiterze. – Nie wierzę, że muszę to napisać, ale proszę nie pijcie wybielacza. Brytyjska firma produkująca środki czyszczące wydała oświadczenie, w którym przestrzegała przed ich wstrzykiwaniem i piciem. Personel szpitali zaczął otrzymywać pytania o właściwości lecznicze produktów dezynfekujących. Według doniesień medialnych około 100 osób trafiło do szpitali po spożyciu domowych środków czyszczących.

Twitter to narzędzie którego Donald Trump używa do prowadzenia globalnej polityki, można nawet powiedzieć, że jest w nim zakochany. Gdy w Minneapolis trwały uliczne rozruchy po śmierci Floyda, Trump tweetował. – Ci bandyci hańbią pamięć o George’u Floydzie i nie pozwolę na to by tak się działo.(…)przejmiemy kontrolę, kiedy zaczyna się grabież, zaczyna się strzelanie – pisał. Administracja portalu społecznościowego ocenzurowała wpis amerykańskiego przywódcy i opatrzyła komunikatem, że narusza zasady dotyczące pochwalania przemocy.

To wycinek “działalności” Donalda Trumpa na rynku krajowym, ale jest jeszcze polityka zagraniczna i szczyt G7, spotkanie najważniejszych gospodarczo państw na świecie (Francja, Stany Zjednoczone, Niemcy, Japonia, Kanada, Wielka Brytania, Włochy). Tu może być po części zawarta geneza nagłego zaproszenia Andrzeja Dudy do Białego Domu. Pod koniec maja kanclerz Niemiec Angela Merkel, dała Donaldowi Trumpowi do zrozumienia, że nie pojedzie na czerwcowy szczyt G7.

Merkel podziękowała za zaproszenie, ale w związku z pandemią nie może potwierdzić swojego udziału. Stosunki na linii Niemcy-USA od dłuższego czasu przypominają gejzer. Tydzień później gruchnęła w mediach informacja, że Stany Zjednoczone wycofają część swoich żołnierzy stacjonujących w Niemczech i przeniosą ich do Polski. I właśnie takie tło mają mieć rozmowy Dudy z Trumpem w Waszyngtonie. Wygląda na to, że amerykański przywódca będzie próbował wbić klin we wspólnotę europejską. To nie będzie dla Polski komfortowa sytuacja, gdy okaże się, że US Army w jakiejś cześci zostanie tutaj przerzucone zza zachodniej granicy. Lepiej by było, aby były to jednostki, bezpośrednio skierowane z USA.

Słowo jednak ciałem się stało i za kilka dni Andrzej Duda, na chwilę przed pierwszą turą wyborów wyleci do USA, po uściski dłoni, wspólną konferencję i wspólne zdjęcia, które zostaną wykorzystane w kampanii wyborczej. Pytaniem pozostaje, czy to przyniesie wymierne efekty wyborcze, bo nie ma co ukrywać, że takie są też zamiary Pałacu Prezydenckiego.

Według Aleksandra Kwaśniewskiego ten wyjazd to błąd. – Jakikolwiek wyjazd zagraniczny i szukanie popracia na zewnątrz nie działa i w tym sensie to jest strata czasu. Podróż do Waszyngtonu to dwa-trzy dni wyjęte z kampanii. Niewiele to da, bo nic przełomowego się nie dzieje i w tym sensie to jest strata czasu – mówił w Polsat News były prezydent. W opinii Marka Migalskiego efekt wyjazdu będzie odwrotny do zamierzonego. – Wiadomo, że jedzie tam załatwić własne interesy, a nie interesy kraju. To nie wygląda dobrze. Nie znam sytuacji w państwach demokratycznych, gdzie na trzy-cztery dni przed wyborami prezydent kraju jedzie do innego kraju, opuszcza kampanię wyborczą – tłumaczył politolog w TVN24.

Ciężko powiedzieć jaki wpływ na wyborców będzie miała wizyta w Białym Domu, tu głosy zapewne będą podzielone. Spotkania z amerykańskimi prezydentami to zawsze duże wydarzenie w Polsce, a w kampanii wyborczej to darmowy czas antenowy – przyleciał, wysiadł, pojechał, przywitał się, spotkał się z Polonią, obiad, kolacja, konferencja etc. Pytaniem otwartym pozostaje, czy dobie koronawirusa, informacja o zwiększeniu amerykańskiego zaangażowania militarnego w Polsce jest tym, czego oczekują wyborcy. Na Śląsku ewidentnie widać, że rząd nie zdał koronawirusowego egzaminu, a sama sytuacja z górnikami po zamknięciu kopalń jest podbramkowa.

uż z wczorajszej konferencji Andrzeja Dudy, można wywnioskować, że w przekazie prezydenta będzie położony nacisk na amerykański biznes i inwestycje. Inwestycje, które od pewngo czasu obiecuje głowa państwa, nie przyniosły efektu w postaci moblizacji jego elektoratu. Sztabowcy Dudy postawili na straszenie “ideologią LGBT” i zapędzili się w kozi róg, rakiem się z tego wycofując. Wypowiedzi prezydenta obiegły cały świat i można przypuszcać, że amerykańska społeczność LGBT nie wzruszy ramionami na wieść o wyzycie prezydenta Polski.

Widać także, że sztab Rafała Trzaskowskiego nie został w blokach startowych i od wczoraj od prezydenta Warszawy można usłyszać przekaz, który niesie jego kampanię i jest ukierunkowny na prezydencki lot za ocean. W trakcie konferencji prasowej po spotkaniu z przedsiębiorczyniami, został poproszony o komentarz do spotkania Dudy z Trumpem:

Jeżeli chodzi o kwestie przede wszystkim obecności wojsk amerykańskich w Polsce, to to jest jeden z niewielu przykładów, gdzie rzeczywiście mamy do czynienia z kontynuacją. (…) Pierwsze decyzje o obecności wojsk amerykańskich zostały podjęte za rządów Platformy i PSL-u. (…) Dzisiaj powstaje pytanie, jeżeli Donald Trump myśli o przenoszeniu arsenału nuklearnego z jednego miejsca na drugie, czy na pewno to jest dobry pomysł, żeby w kampanii wyborczej na szybko podejmować tak trudne decyzje. Jeżeli chodzi o obecność wojsk amerykańskich, tu panuje pełna zgoda. 

W Niemczech co jakiś czas powraca dyskusja o wycofaniu amerykańskiej broni jądrowej, a ostatnia miała miejsce w maju tego roku. Ambasador Georgette Mosbacher napisała wtedy na Twitterzeże jeżeli Niemcy chcą zmniejszać potencjał nuklearny, to być może Polska byłaby chętna, aby go przyjać do siebie. Do tego właśnie nawiązywał Rafał Trzaskowski.

Kandydat Koalicji Obywatelskiej od początku kampanii wyborczej wysyła komunikaty, że jest gotowy do współpracy z rządem w sprawach ważnych dla Polski, ale w kwestiach kontrowersyjnych nie zawaha się powiedzieć “nie”. W przypadku amerykańskich jednostek, mamy do czynienia z wdrażaniem tego w praktyce, bo tak należy odczytywać słowa o panującej zgodzie. Z drugiej strony Trzaskowski umiejętnie wprowadza do debaty broń nuklearną, która ogólnie kojarzy się z czymś złym i niebezpiecznym. To jest drugi człon przekazu brzmiący “nie”.

Włączenie do obiegu medialnego arsenału nukleranego zmusza prezydenta do odniesienia się do tego. Wizyta przedstawiana przez głowę państwa w różowych kolorach, zacznie nabierać cieni. Cztery lata temu Newsweek przeprowadził badanie w którym zapytał, czy w Polsce powinna by rozmieszczona broń atomowa. Pomysł poparło tylko 26 proc. ankietowanych. Być może po zakończonej wizycie, przekaz o panującej zgodzie odnośnie amerykańskich sił zostanie zmodyfikowany, jeżeli okaże się, że zostaną przerzucone do Polski z terytorium Niemiec. Krótko mówiąc – nie taka straszna ta wizyta prezydenta w USA, ale bardzo duża odpowiedzialność leży na sztabie prezydenta Warszawy.

 

 

crowdmedia.pl