Zakochane rowery

Obydwa błotniki mu odpadły.

Jeden, gdy podczas upału kupił zimne napoje i chciał nadrobić stracone kilometry.

Pasażer wyrżnął głową, ale jej nie stracił, ucierpiało lewe kolano i przedramienie.

Drugi błotnik odpadł też podczas gorączki.

Rower bez błotnika, jak oczy bez powiek. Cierpi na bezsenność.

Ten drugi, czyli obiekt wzdychania pierwszego, zachował się elegancko, zaopiekował się upadłymi błotnikami.

Jeżdżą ze sobą, często nierówno. Jeden ucieka, drugi się na to gniewa i hamuje. Aktywne i nieobojętne.

Gdy stały w sklepie, czekając na swoich życiowych pasażerów, oczywiście nic o sobie nie wiedziały. O żadnym przeznaczeniu, wszak to nie księgarnia, ani biblioteka, aby zanurzać się w Platonie i konstatować o dwóch połówkach.

Rowery mają to równo gdzieś, na przykład w przerzutkach.

Może miały przeczucia, w każdym razie przyszłość przedstawiała się niejasno. Sklep był z rzędu tych specjalistycznych i wielkich, można się w nim zagubić, na tyle jednak długo czekały, iż potrafiły się nocami włóczyć po boksach i przymierzać do akcesoriów.

To jest ta wolność rowerowa. Te i te światło przednie, a tamte tylnie, koniecznie migające.

Bagażnik nie ten duży, ale niewielki zgrabny, aby w talii dobrze się prezentować.

Wybór wśród uchwytów na telefon komórkowy też spory, nawet etui, gdyby miało popadać.

Bidony kolorowe. Kaski nie cieszyły się wielkim powodzeniem, wszak są zależne od głowy pasażera, o którym rowery mogły sobie pomarzyć i to w perspektywie, aby nie stać się niewolnymi, tylko uczestnikami wspólnych wypraw.

Noce więc były szalone, pełne emocji i przymiarek, zaś dnie niekoniecznie przyjemne.

Taki jeden serwisant zwłaszcza po weekendzie miał przypadłość odreagowania, kolcem przebijał opony, nigdy nie został złapany, więc odreagowywał nazbyt często.

Mobbingu rowerowego ze dwa razy doznał jeden z naszych  bohaterów opisywanych rowerów (czerwony).

Co było podstawą psychologiczną tego, który winien dbać o kondycję rowerów i był instancją techniczną, gdy pojazd opuszczał sklep?

Może był socjopatą.

Ten drugi – zielony – widział kilka razy sadystyczne jego inklinacje. Na szczęście go omijały, choć był najbardziej zasiedziały w sklepie, jakieś szczegóły eliminowały go z zainteresowań klientów.

Przyszedł jednak taki dzień, że opuścił salon. Pasażer dziwnym trafem był współbieżny z jego wiekiem

W tym samym dniu sprzedaży doznał tego, do czego został stworzony. Tak chciał bóg rowerów, los, przeznaczenie – niepotrzebne skreślić – choć był ateistą.

Jechał, jechał, jechał. Czyli śpiewał. Taka tam rutyna rowerowa. Ale jak jechał? Otóż jechał obok czerwonego, od którego dowiedział się, że pochodzą z jednego sklepu, czerwony jeden dzień wcześniej wyjechał.

Zielony na takie dictum zafurkotał przednim kołem, odpowiedział mu furkotem czerwony. Długo tego pierwszego dnia nie jechali, ale całą drogę furkotali.

Czy życie może być furkotem, szczęściem furkotania? Pytanie, jak pytanie. Odpowiedź jest szczęściem.

Ale jednak się rozstali po jeździe, bo pasażerowie byli spod różnych adresów.

Zielony podrapał się po kierownicy, która już nie była taka łysa, miała przyczepione źródło światła, podrapał za przerzutkami i dopadła go melancholia.

Stan psychiczny cokolwiek zagadkowy. Nowy rower ma końskie zdrowie, a psychikę taką, że stukilometrowa droga to dla niego sprint. Melancholią jest obawa, że dętka pęknie, albo napotka na drodze gwóźdź.

Z melancholii przeszedł niespiesznie do stanu spoczynku w zagraconej w piwnicy, która miała być domem.

Co z czerwonym? Inaczej. Został na rękach wniesiony do mieszkania. Taka sytuacja to pieśń, gloria.

Rowery zdążyły o sobie zapomnieć z prostej przyczyny, iż ich znajomość była jak błysk szprychy uchwycony w świeżo umytej szybie galerii handlowej, przy której miejsca parkingowe zwykle są wszystkie zajęte i trzeba kombinować, gdzie by tu zostać przypięty.

Zielony został przyjęty w kazamatach piwnicznych, wszak tak wygląda egzystencja roweru, gdy aura nie sprzyja, albo pasażer ma inne zajęcia. Kazamaty powiązane są kajdanami z refleksją egzystencjalną, by nie powiedzieć filozoficzną. Wziąć tylko pióro, długopis, wordpress laptopa, notatnik komórki i pisać.

Można też szprychą po betonie. Być w piwnicy, albo na pokojach. Oto pytanie. Nie! To już było. Miał świadomość, że szprychopisanie musi być od serca, a nie od trawestacji.

Jeszcze raz. Nie oglądałem wschodów słońca, tylko zachody, bo tak były usytuowane okna wystawowe. Nie doceniałem ich wtedy, a dzisiaj w tej ciemnicy dociera do mnie, że one oddają stan ducha, stan oczekiwania.

Na co czeka mój duch? I oto jest pytanie. Beton jest cierpliwy, a szprycha niesie zew ducha.

Poeta? Zastanawiał się długo. Dlaczego nie, wszak jest się tym, kim chce. Chce być rowerem w melancholii, więc i poetą, zwłaszcza – to skonsultuje – tu i teraz jednak sam dla siebie decyduje. Bo upatrzył sobie muzę? Z której to powodu i dla której bazgrze szprychą po betonie.

Kolejne ich spotkania, trzecie, czwarte i następne, bo codziennie, bywały dni po kilka razy, spowodowały, że w uniesienia wdarła się realność, z tą jest tak, że raz słonecznie i to za bardzo upalnie, a innym razem deszczowo, pochmurnie, emocje podskakują po kostce brukowej, szepczą po asfalcie, rechoczą po piasku dróg polnych.

– Gdzie byłeś?

– Wyrżnąłem z moim niedołęgą, straciłem błotnik.

– Faktycznie, ale z tym brakiem ci do twarzy.

– Nie bądź zgryźliwa.

Podobne dialogi zbliżają na odległość wyciągniętej ręki. Zbliżenie, które w istocie nie zbliża.

Aby jednak doszło do czegoś wartościowego musi być ten duży plan, panorama personalna, która w zbliżeniu stanie się ujęciem intymnym, szczegółem erotycznym, jak pocałunek.

I zdarzył się ten moment. Nie kalkulował, tylko cmoknął, za przyzwoleniem, a może nie. Nagle, odruchowo, trudno planować coś czego się nie zna, a przynajmniej nie ma się pojecia, aby zaistniały warunki do wykonania tej wstępnej czynności erotycznej.

Duży supermarket. Już wcześniej został oślepiony reflektorami elekrycznych hulajnog na ścieżce rowerowej, wąskim spacerniaku. Najpierw się wkurwił, a potem zdumiał, bo czerwonej spłynęło ze świetlistą  obojętnością.

Szum ulicy przyduszony parkingiem i słabym oświetleniem. Godzina zamknięcia blisko. Został przytroczony blisko zielonego? Nie! Blisko niej.

Poczuł, o czym miał mgliste zapośredniczone pojęcie, działające feremony. Delikatną zwiewność, gdy czujesz ducha i ulatniasz się wraz z nim w rejony pożądane. Tak włącza się przerzutka, startujesz, jak twierdzą psychologowie i eseiści od metafor – skąd o tym wiedział? – w sen o potędze. W sen rzecz jasna na jawie, a potem sprzęgło przeskakuje na buzujące hormony. Pędzisz, choć stoisz w miejscu.

Pędzisz, wzlatujesz nad martwym światem, kędy zapał tworzy cudy, potrząsa kwiatem i obleka w nadziei złote malowidła. Tak! Po trzykroć tak! Poczuł ją i nie mógł odwrócić biegu wypadku, to musiało się stać. Opona w oponę, rama w ramię, siodełko w siedzenie.

Pocałował ją. I to nie był zwykły cmok, tylko z języczkiem, głęboki, gardłowy, wilgotny. W tym niewielkim momencie byli jednią platońską. Zaszumiało mu w głowie i trwało, gdy oderwali się od siebie, a pasażerowie powrócili z torbami i jakby zamiast nich prowadzili dialog milosny.

Hey, ho! Ho, ho! Nie jest to wstęp do literatury erotycznej i broń boże, pornografii.

Gdy wsłuchali się w tych, którzy przemieszczają się w przestrzeni, mieli poczucie, iż to za ich przykładem pasażerowie jadą, służą.

I więcej pewnie by usłyszeli, ale się rozstali. Wolność się kończy wraz z wolą trwania. Chcieli trwać, ale ich rozdzielono, on dostał piwnicę, a ona tym razem nie została wniesiona, tylko dostarczona do garażu.

Efekty? Jeszcze bardziej cknili za sobą. Wspomnienie o pocałunku rozbudowało się do kosmosu oczekiwań. A że świecił księżyc, którego rzecz jasna nie widzieli, romantyzm, ba! – sentymentalizm miał użycie.

Nieoczekiwanie nastąpił weekend, jeszcze się nie przyzwyczaili, że po piątku następują dni niepotrzebne nikomu, a już rowerom zwłaszcza, bo pasażerowie mogą wybrać nogi.

Fuknął/fucknął: – Złam sobie giry.

Rozglądnął się po piwnicy, ona po garażu. Nie jest to wszak wyrok, lecz tymczasowy cyrograf na przebywanie w ciemności z blikami w pamięci, że po kilku dniach musi się odwrócić. Weekendy zatem to jeszcze nie piekło, czyściec, który resocjalizuje pragnienia, wzmacnia charaktery i wolę przetrwania.

Nie potrzeba do tego żadnego psychoterapeuty, czy innego Freuda. Bez żadnej kozetki powitali poniedziałek, jakby się nie żegnali w piątek, a przerwany dialog nawet nie uległ semantycznej degrengoladzie i potoczył się po spójniku, jak gdyby nic.

– …i stało się piękno.

Zaskoczyła go ta konstatacja, a ona powtórzyła, sama chciala to powiedzieć. Została ubiegnięta. W takich sprawach estetycznych pierwszeństwo jest bez znaczenia, wszak biblijne tego dotyczy: ostatni będą pierwszymi.

Utrwalał się porządek podróżowania, czerwony przed zielonym, albo zielony za czerwonym, nie tylko dlatego, że ścieżki rowerowe są wąskie. Dialogi były rwane, a bywało, że odpowiedzi na pytania niesłyszane, odległość zagłuszała.

I wtedy nastąpil cud. A moż to nie był cud, poddani rutynie nie zauważamy, iż wszystko jest niezwykłe. Pierwsza zauważyła ona, a on tylko potwierdził.

– Jesteśmy statyczni.

– Nieruchomi? – dopytał.

– Skup się. My nie jedziemy. Stoimy.

– Poczekaj. Masz rację.

Odkrywali to, co dla wtajemniczonych jest oczywiste.

– Krajobrazy się przesuwają.

– Tak, tak! Domy, drzewa, rzeczy są ruchome.

– A ludzie przesuwają się do tyłu. Młodnieją.

Nie jechali, wszystko pędziło wzdłuż nich. Szalone, jakby noga nie schodziła z pedału gazu. Realizm urealniał sie, hiperrealniał do obłędu, do szalonych prędkości, szaleństwo życia.

– Stop!

– Stop! – dokrzyczał.

Hamulec nie działał. Zamknął oczy, aby nie widzieć, jak wywraca się realność, uderza czołowo.

Świat się walił, miażdżył, kontury już nie istniały, tylko poszczególne kolory przesuwały. Przedmioty przechodziły w stan płynny, a może gazowy.

A oni byli coraz bardziej osadzeni w sobie. Czerwony w czerwonym, zielony w zielonym. Byli twardzi w sobie, umacniali się, aby spleść w uścisku miękkim, wężowym, dookolnym.

Ich twardość w sobie, w swoim ja, była elastyczna, przylepna, nie zgrzytała, wydawała jęk wzdychania.

I musiało nastąpić to, co w takich wypadkach zawsze następuje. Pokonywali grawitację. Nie było to lunatykowanie, gdy sen staje się realnością, tworzyli swój kosmos. Obracali się wokół siebie. Ciała niebieskie: zielony wokół czerwonego, czerwony wokół zielonego.

Grawitacja powracała, grawitowali coraz spokojniej wokół siebie. Spadali powoli na oba koła. Krajobrazy się zatrzymały w chwili, gdy stanęli na przejściu dla pieszych i czekali na odpowiednią sygnalizcję świetlną.

Pasażerowie ukadali jakiś plan, aby dojechać do Leroy Marlin, czy też Ikei. Spojrzeli na siebie, aby się utwierdzić, że drugie też to widzi po drugiej stronie ulicy.

Półtoraroczny, dwuletni pasażer majtał nóżkami, rowerek pod nim był za dużo i zbyt chwiejny, mimo że miał dodatkowe dla stabilności dwa małe kółka po obu stronach.

Jechali powoli, a gdy mijali rowerek, poczuli ten charakterystyczny zapach laktozy. Kilka metrów dalej pasażer podniósł zgubiony smoczek oblepiony piachem. Nie wiedział, co z nim zrobić. Wytarł go i schował do torby.

Garaż i piwnica. Nie byli winni pobytu w tym zimnym piekle, tak ich skazał bóg/diabeł egzystencji. Na szczęście Dante nie sięgnął ich wyobraźnią.

Pogrzebał w torbie, znalazł. Jutro jej przekaże ten fetysz. Pisanie szprychą po betonie też nie szło, kryzys twórczy. Lustro na ścieżce rowerowej, która wszak nie jest gościńcem.

Wiercił się po piwnicy, szukał kąta dla siebie. Dziękował pasażerowi, że wreszcie wyniósł zbędne graty, kajdany były mniej dokuczliwe. I odkrył najgorsze, przebitą tylną oponę.

Życie to jednak piekło. Wymiana dętki trochę potrwa, trochę poznał swego użytkownika. Zrezygnowany czuł nie tylko dosłownie, że zeszło z niego powietrze, trząsł się jak kościotrup na lekcjach anatomii.

Jutro nie nastąpiło tak szybko, jak się spodziewał.

Światło wybudziło go z letargu, pasażer nie od razu odkrył przebicie, wyniósł go na powietrze, a gdy siodełko ubodło go bardziej niż zwykle w siedzenie, przeklinał i uderzał w ramę, kierownicę.

– Ty patafianie! – zaczął łagodnie.

Nie przerywał.

– Kutafonie!

Dalej tłukł go. Wyklinanie nie miało większego sensu, znajdowali się w różnych porządkach.

Pasażer gonił majaki, majaczył.

A on swoją przyszłość, która była teraz, choć nie tutaj.

Gdy jego pasażer się uspokoił, głośno doszedł do wiekopomnego odkrycia, że może tylko zeszło powietrze, udał się więc na poszukiwanie pompki.

Na szczęście nie przypiął go do trzepaka, a na takie momenty czekają złodzieje, których – gdy dobrze się skupisz – dojrzysz  ukrytych z wystającymi nosami zza każdego węgła.

Wszak świat został ukradziony bogom, gdy ci raczyli się nazbyt dużymi ilościami ambrozji.

Świat jest nie do zniesienia, gdy uporządkowany i trzeźwy, akceptuje się go ambrozją uderzającą do głowy.

O tym przekonali się bogowie po wytrzeźwieniu, świata nie mieli, bo przestali w nich wierzyć złodzieje boskości, ateiści.

Pod pilnym złodziejskim okiem ateistów nasz bohater wziął koła za pas, odjechał spod trzepaka, jak niby nic.

To jest rozwiązanie większości zagadek, dlaczego znikają rzeczy, przedmioty. Potrafią się zamienić w niby nic. Widzisz rower, ale nie widzisz tego niby nic, bo nic jest nie do wypatrzenia. Z tego absurdu skorzystał zielony.

Kilka bloków dalej co prawda usłyszał: – Gdzie mój rower, złodzieje.

Postanowił, że tym razem nie będzie okradzionemu współczuł, bo ma do spełnienia o wiele ważniejszą sprawę: swój egzystencjalny los.

Tutaj opowieść powinna się kończyć, acz znam rutynę ciekawskich, a gdzie pointa? Nie ma takiej. Banalne byłoby pokuszenie się o stwierdzenie, że żyli długo i szczęśliwie. Albo: że czerwona też ubiegła się do paradoksu niewierzących złodziei.

Albo: że wolność jakakolwiek jest ograniczona miłością.

O, nie! Zakochane rowery mają prawo do swej intymności, do życia nie kontrolowanego przez narratora. I na tej uwadze poprzestańmy.

Dziękuję.

Przeproście i Spierdalajcie

– Będą być może musiały zapadać różnego rodzaju niełatwe decyzje w ciągu najbliższych lat, może nawet roku – stwierdził Jarosław Kaczyński podczas wizyty w Radomiu. Po chwili zapewnił: – My, żeby było jasne, nie chcemy rezygnować z żadnej z naszych polityk, które przyniosły Polsce w ciągu ostatnich siedmiu lat wielkie pozytywne zmiany.

Więcej z kampanii wyborczej Kaczyńskiego >>>

Remigiusz Mróz jest jednym z najbardziej płodnych i najlepiej zarabiających polskich pisarzy. Wieku 35 lat ma na koncie 52 wydane książki – ale to się może jeszcze zmienić przed jego kolejnymi urodzinami. Dodajmy, że tylko w 2022 roku na rynku wydawniczym ukazało się jego pięć premierowych pozycji. Nic dziwnego, że wiele osób zastanawia się, jakim cudem pisarz jest w stanie pisać tak dużo książek. Odpowiedź na to nurtujące pytanie Mróz umieścił na swojej oficjalnej stronie – ewidentnie korzysta z tego samego systemu, co Stephen King.

Więcej o Remigiuszu Mrozie >>>

 

Szef CIA: Putin chciał zająć Kijów w dwa dni, a teraz jest „zły i sfrustrowany” porażkami na Ukrainie

Putin planował przejąć stolicę Ukrainy Kijów w ciągu dwóch dni – powiedział szef CIA William Burns.

Kmicic z chesterfieldem

To o was, Dziewczyny.

Wołodymyr Zełenski w swoim przemówieniu zapewnił walczących Ukraińców, że zostaje na miejscu i nigdzie się nie wybiera – Nikogo się nie boję – powiedział.

Więcej o wybitnym Wołodymyrze Zełenskim >>>

Hej, @pisorgpl@prezydentpl , pamiętacie?

Rząd przyjął projekt ustawy o pomocy ukraińskim uchodźcom. Problem w tym, że w jego treści przemycono… przepisy zapewniające bezkarność dla polityków za łamanie prawa podczas pandemii.

Więcej o tym, jak przestępcy z PiS chcą uchwalać o swoim bezprawiu, jako moralnym >>>

Polacy pięknie pomagają Ukraińcom, ale to zwykli ludzie i samorządy, natomiast rząd potrafi po 3 dniach ustami byłej premier powiedzieć, że skoro już tak ładnie pomagamy, to odblokujcie nam kasę. To szczyt bezczelności – mówi dr Mirosław Oczkoś, ekspert od marketingu politycznego. – To pokazuje nagość tej władzy, że nie ma żadnego systemu, a zaczęło się od specjalnego lotu Michała Dworczyka, aby zrobić sobie zdjęcie, jak przenosi paczkę z zielonym…

 

View original post 24 słowa więcej

 

Trójkąt Bermudzki demokracji

– „Dziś odbyło się spotkanie szefa Fidesz Viktora Orbana z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim oraz premierem Mateuszem Morawieckim. Omawiano wspólne działania naszych partii w polityce europejskiej oraz kwestię współpracy w kontekście konferencji o przyszłości Europy” – napisano na oficjalnym profilu PiS na Twitterze.

Na dołączonym zdjęciu widać rzeczonych trzech uśmiechniętych panów, stojących na tle choinki.  Wrażenie szczególnie zadowolonego sprawia zwłaszcza prezes PiS. – Jeszcze tylko Putina brakuje na tym zdjęciu, ale jesteście coraz bliżej…” – skomentował jeden z internautów. Jak poinformował rzecznik Orbana, spotkanie odbyło się w Warszawie.

Pozostali, komentując to spotkanie, zadawali pytania: – „Czy Orban przekazał, co ustalił ze swoim przyjacielem Putinem? Ostatnia wizyta Putina w Budapeszcie była celebrowana, jakby przyjechał car. Wielka feta na cześć gościa z Moskwy, jakiej Węgry nie widziały od czasów Austro-Węgier i wizyt Franciszka Józefa”; – „A czy rozmawialiście z Orbanem na temat polityki historycznej? Węgry mają taką „piękną” kartę z czasów II wojny światowej, a Putin jakoś nie wypomina im kolaboracji z nazistami?”; – „Przecież z wami i z Orbanem nikt nie chce już rozmawiać… To takie spotkanie imieninowo-świąteczne było? Żeby się dowartościować? Powspominać? Czy prowadziliście dyskurs o tym, co będzie, jak się suweren obudzi?”; – „A gdzie ulubieniec pana Karczewskiego – Łukaszenka?”.

Przypominali też, że „Już raz was Orban wystawił do wiatru, zrobi to kolejny raz. I z czego tu się cieszyć, że Węgier bardziej inteligentny i przebiegły?”. Chodzi oczywiście o słynne głosowanie 27:1 nad kandydaturą Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. PiS liczył wtedy Orban zagłosuje tak, jak ówczesna premier Beata Szydło przeciw Tuskowi. Jak wiemy, Węgry, czyli Orban poparł Tuska. – „A jak przyjdzie co do czego, to Jarozbaw zostanie sam, a Orban pokaże mu wała” – podsumował kolejny internauta.

Jedna z internautek zwróciła uwagę na pewien szczegół, ale jednak istotny: – O chłopaczki pod krawatem cieszą japy. a bratanek w doopie ma dress code? Szacuneczek dla sprzymierzeńców widać…”.

 

Jeszcze tak zła nie była międzynarodowa sytuacja Polski. PiS jednak nie poddaje się i można oczekiwać, że będzie gorzej.

Kmicic z chesterfieldem

Donald Trump nie radzi sobie w polityce zagranicznej. Już kilka razy zaprezentował się, jako niestabilny sojusznik (Kurdystan, Syria), a konflikt z Iranem pokazuje jak na dłoni, iż prezydent USA może wywołać konflikt światowy, wręcz gorącą wojnę.

Do tego USA tracą znaczenie na świecie, a tym samym straty odczuje cały Zachód demokratyczny. W miejsce USA wchodzą Chiny, które nawet bardziej pasują krajom muzułmańskim ze względu na podobny autorytaryzm partyjno-religijny.

Więcej >>>

W nocy z 7 na 8 stycznia czasu irackiego Irańczycy wystrzelili 15 rakiet w stronę dwóch baz, w których znajdują się żołnierze Amerykańscy. To odpowiedź na zabicie przez Amerykanów irańskiego generała Sulejmaniego. Otwarta wojna? Deeskalacja jest jeszcze możliwa. Wszystko zależy od decyzji Donalda Trumpa

Iran zapowiadał zemstę i właśnie jej dokonał. W nocy wysłał rakiety w stronę dwóch amerykańskich baz w Iraku: al-Asad i Erbil.

Wszyscy komentatorzy zgodnie zapowiadali, że odpowiedź nadejdzie. Irańczycy postanowili uderzyć już dzień po pogrzebie generała…

View original post 574 słowa więcej

 

Podwyżki prądu bez rekompensat

„Nie będzie znaczącego wzrostu cen prądu w 2020 roku” – zapewniał w radiu RMF FM tuż przed wyborami, w październiku ubiegłego roku ówczesny szef kancelarii premiera Michał Dworczyk.

Teraz, gdy już wiadomo, że prezes Urzędu Regulacji Energetyki zatwierdził nowe taryfy, a ceny prądu dla gospodarstw domowych poszybują górę i to znacznie, wicepremier Jacek Sasin na antenie TVN24 zapowiedział rekompensaty, ale… za rok.

„Zasada będzie taka, że po końcu roku, kiedy (…) będziemy mogli określić, ile więcej polska rodzina zapłaciła za prąd, zrekompensujemy tę różnicę” – wyjaśniał w „Rozmowie Piaseckiego”.

Tłumaczył, że Ministerstwo Aktywów Państwowych – którego jest szefem – wciąż pracuje nad mechanizmem rekompensat. „W tej chwili pracujemy nad modelem. Operacja jest duża. (…) Musimy zbudować taki system, który spowoduje, że będzie się to działo sprawnie” – stwierdził wicepremier.

Oznajmił, że rekompensaty, czyli późniejszy zwrot większych wydatków, mają być realizowane po zakończeniu 2020 roku. Nie podał jednak, kiedy zostanie wprowadzony system i na jakim etapie są prace nad projektem regulującym przyznawanie zwrotów.

„Dziś mówimy o rozwiązaniu, które będzie na rok. Potem będziemy rozmawiać o kolejnych rozwiązaniach. (…) Chcemy w kolejnym roku doprowadzić do tego, że Polacy więcej za prąd nie zapłacą. I nie zapłacą” – podkreślił Sasin.

Nie ukrywał, że będzie to kosztowało polski budżet „raczej miliardy, chociaż niewielkie”. Wszystko będzie zależało od ilości osób, które o te rekompensaty wystąpią – uznał.

„Gdyby założyć, że wszyscy wystąpią o zwrot (różnicy w cenie prądu – red.), to będą to trzy miliardy złotych” – powiedział Sasin.

No, to wyborców wykolegowali z rekompensatami za prąd.

Kmicic z chesterfieldem

Kogo ewentualnie miałby na myśli wielki Honore de Balzac, gdy pisał o zerach poprzedzających nazwisko.

„Niektóre istoty są jak zera. Trzeba im cyfry, która by ich poprzedzała, a wówczas nicość ich nabiera dziesięciokrotnej wartości.”.

Najlepszy plan posegregowania śmieci.

Tomasz Sakiewicz i media, którymi kieruje, rozpoczęły kolejną ohydną kampanię. Tym razem jej celem ma być szkalowanie marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego.

Ta obrzydliwa akcja ma polegać na wysyłaniu marszałkowi kopert. Nagonka na prof. Grodzkiego od kilku tygodni trwa też w kontrolowanych przez PiS państwowych mediach.  – „We wtorek na konferencji prasowej obnażę kłamstwa i pokażę, że to nie jest atak na doktora Grodzkiego, który przez 36 lat lekarskiej praktyki nie miał najmniejszej sprawy o naruszenie etyki czy korupcję. To atak na polski Senat i funkcję marszałka” – zapowiedział w „Gazecie Wyborczej” Tomasz Grodzki.

– „Obrzydliwe. Szczujecie na człowieka. Mało wam śmierci Adamowicza? Jak można tak kłamać, niszczyć czyjeś życie, bez grama dowodów?!”…

View original post 1 868 słów więcej

 

Najlepsza literatura obca 2019 roku

Autorskie podsumowanie roku w literaturze światowej.

1.Charles Reznikoff, Co robisz na naszej ulicy, wybór i przekład Piotr Sommer, WBPiCAK.

Ten wybór wierszy amerykańskiego poety w znakomitych przekładach to wiele książek w jednej: obserwacje przechodnia, obrazy z historii czy „Kadysz” układają się w jedną z najbardziej wstrząsających książek poetyckich.

2. Serhij Żadan, Internat, przeł. Michał Petryk, Czarne.

Wybitna powieść o cywilach podczas wojny w Donbasie opowiada o rzeczywistości bardzo niedalekiej od nas, w której nie wiadomo, kto jest po czyjej stronie.

3. Elias Canetti, Księga przeciwko śmierci, przeł. Maria Przybyłowska, Pogranicze.

Autor nie skomponował tej książki sam, zostały zapiski w teczkach, prowadzone przez Austriaka od 1942 r. aż do końca życia (1994 r.). Zamiast notatek dostajemy jednak drobne formy literackie, które Canetti doprowadził do perfekcji.

4. David Foster Wallace, Blady król, przeł. Mikołaj Denderski, Wydawnictwo W.A.B.

Wallace w tej ostatniej, niedokończonej powieści dokonuje rzeczy karkołomnej – łączy zjawiska tak różne, jak psychologia i język podatkowy. Opisy piekielnej nudy są tu porywające.

5. Clarice Lispector, Opowiadania wszystkie, przeł. Wojciech Charchalis, Wydawnictwo W.A.B.

Brazylijska pisarka w swoich opowiadaniach zapuszcza się w rozmaite sfery życia, od erotyki po wyobraźnię religijną. Gdyby szukać jednego słowa na tę literaturę, przychodzi na myśl – odwaga myślenia.

6. Hans Magnus Enzensberger, Spotkanie innego rodzaju, przeł. Ryszard Krynicki, Wydawnictwo a5.

Ten wybór wierszy pokazuje drogę od poezji zaangażowanej, nieufnej wobec zwietrzałych słów i manipulacji, aż do późnej poezji kontemplacyjnej. Enzensberger mistrzowsko operuje ironią i dystansem.

7. Georges Perec, Przestrzenie, przeł. Agnieszka Daniłowicz-Grudzińska, Wydawnictwo Lokator.

W tej książce, uznawanej za jedną z najbardziej pogodnych i figlarnych w dorobku Pereca, znajdziemy mnóstwo wspaniałości i typowych dla tego autora katalogów rzeczy i zjawisk.

8. Didier Eribon, Powrót do Reims, przeł Maryna Ochab, Karakter.

Autobiograficzny esej Eribona to opowieść o akceptowaniu wypartej tożsamości i jednocześnie bezwzględna analiza francuskiego systemu społecznego i jego elit, oderwanych od problemów kraju.

9. Ulrich A. Boschwitz, Podróżny, przeł. Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska, Znak Literanova.

Ta powieść, napisana w 1938 r. tuż po nocy kryształowej, to z jednej strony znakomity psychologiczny portret osoby ściganej, z drugiej – czyta się ją jak pełen napięcia thriller. To również historia szaleństwa całego kraju.

10. Lauren Groff, Floryda, przeł. Dobromiła Jankowska, Wydawnictwo Pauza.

Opowiadania autorki „Furii i Fatum” nawiązują do tradycji „Południowego gotyku”, pokazują świat wewnętrzny kobiet podszyty nieokreślonym lękiem i przeczuciem katastrofy.

11. Alberto Manguel, Gianni Guadalupi, Słownik miejsc wyobrażonych, przeł. Piotr Bikont, Jan Gondowicz, Michał Kłobukowski, Jolanta Kozak, Maciej Płaza, Maciej Świerkocki, Państwowy Instytut Wydawniczy.

Są tu miejsca znane, jak Kraina Oz, Narnia, Hogwart, ale większość będzie odkryciem. To ta księga zapoczątkowała modę na rozmaite atlasy oraz słowniki wymyślonych krain.

12. César Aira, Trzy opowieści, przeł. Tomasz Pindel, Wydawnictwo Ossolineum.

U tego argentyńskiego pisarza znajdziemy przedziwną mieszankę humoru i surrealizmu, który wydaje się zupełnie realistyczny. Te trzy dłuższe opowiadania mają w dodatku w sobie narracyjną dziarskość.

Jędraszewski na patelni Belzebuba przysmażany na skwarki

„Nie ma dziś gorszej zarazy w cywilizowanym świecie niż ci, którzy kwestionują konieczność dbania o naszą planetę i jej ochronę. Jędraszewski, idź do diabła, tam jest twoje miejsce” – napisał na Twitterze wiceprezydent Warszawy Paweł Rabiej (Nowoczesna). To reakcja na ostatni wywiad, którego udzielił metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski.

Wiceprezydent Warszawy Paweł Rabiej przebywa obecnie w Australii, która zmaga się z dziesiątkami pożarów występujących głównie w stanach Nowa Południowa Walia, Wiktoria i Australia Południowa.

jestem, mogę powiedzieć jedno. Nie ma dziś gorszej zarazy w cywilizowanym świecie niż ci, którzy kwestionują konieczność dbania o naszą planetę i jej ochronę. Jędraszewski, idź do diabła, tam jest twoje miejsce

– napisał w czwartek Rabiej na Twitterze.

Abp Marek Jędraszewski o ekologizmie

Wypowiedź Pawła Rabieja to komentarz do wywiadu, którego metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski udzielił w ostatnich dniach Telewizji Republika. Duchowny stwierdził, że przekonania związane z ekologizmem są sprzeczne „z tym wszystkim, co jest zapisane w Biblii, począwszy od pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju, gdzie jest wyraźnie mowa o cudzie stworzenia świata przez Boga”.

– Bóg się tym światem zachwyca, jest dobre wszystko, co stworzył. Człowiek jest postawiony jako ukoronowanie całego dzieła stworzenia. Tam też jest powiedziane: „czyńcie sobie ziemię poddaną” – mówił Jędraszewski.

Stanisław Barańczak

Tusk pokazuje złodziejstwo PiS

Poletix, poletix. A ile razy prezes powtarzali o potrzebie nowego cyt. „kraktatu”. Wmówią, że to inne kraje zrobiły exit.

Kmicic z chesterfieldem

Sąd Najwyższy opublikował ponad 40-stronicową opinię do projektu ustawy, która ma wprowadzić zmiany w ustroju sądów powszechnych oraz SN. Pierwsza Prezes SN, prof. Małgorzata Gersdorf wyraziła w nim dezaprobatę dla proponowanych zmian. Zdaniem wnioskodawców projekt ma przeciwdziałać „anarchii” w wymiarze sprawiedliwości, jednak zdaniem SN, w dłuższej perspektywie może on prowadzić nawet do polexitu. Opinia została złożona wczoraj w kancelarii Sejmu. jej treść dziś pojawiła się dziś w serwisie internetowym SN.

SN w swojej opinii stwierdza, że „skutki, do których wywołania dąży Projektodawca, pozostają w sprzeczności z zasadą pierwszeństwa prawa Unii Europejskim nad prawem krajowym”. Poza tym, według niego, projektodawca proponowanymi przepisami chce wymusić na sędziach niestosowanie prawa Unii Europejskiej w zakresie, który wynika między innymi z listopadowego wyroku TSUE, dotyczącego organizacji pracy w Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Może to, z dużym prawdopodobieństwem prowadzić do wszczęcia przez instytucje UE procedury o stwierdzenie uchybienia zobowiązaniom wynikającym z traktatów, a w…

View original post 2 630 słów więcej