Magdalena Środa, 09.04.2020

 

„Katoliccy” talibowie wracają!

Czy PiS na Mazowszu próbuje „przeciągać” radnych opozycji?

 

Prawo do aborcji stanowi, że macierzyństwo jest sprawą kobiety, a nie władzy.

Piszę katoliccy w cudzysłowie, bo moja wiedza o tej religii jest zupełnie inna niż to, co reprezentuje Ordo Iuris, jego poplecznicy i nasza obecna władza, która co prawda chodzi do Kościoła i modli się nieustannie, mając wszelako chrześcijańskie nakazy i wartości w głębokiej pogardzie.

Są różne sposoby niszczenia społeczeństwa: można odebrać mu instytucje demokratyczne, można nabijać się z Konstytucji, można stłumić zdrowy rozsądek propagandą, zakrzyczeć fakty kłamstwami, można narzucić autorytarną władzę, wykorzystując stan kataklizmu, można – co właśnie się dzieje – pod przykrywką społecznej pomocy („Tarcza antykryzysowa”) wprowadzać totalitarne metody zarządzania.

Najbardziej trwałym jednak sposobem ubezwłasnowolnienia społeczeństwa jest sprowadzenie połowy jego członków do stanu poddaństwa. To właśnie ma na celu projektowane przez Ordo Iuris (trudno powiedzieć, czy organizacja ta jest przybudówką władzy, czy też władza jest przybudówką tej światowej organizacji?) całkowity zakaz aborcji, edukacji seksualnej i – zapewne – zapłodnienia in vitro.

Ubezwłasnowolnić kobiety, uczynić je istotami infantylnymi, niezdolnymi do podejmowania decyzji o własnym macierzyństwie, odciąć od wiedzy o fizjologii, by były łatwiej dostępnymi obiektami seksualnymi – oto najlepszy gwarant panowania w społeczeństwie patriarchalnego fundamentalizmu. Niech rodzą, niech wychowują, niech sprzątają, niech służą…

Wydawać by się mogło, że prawo do aborcji ma charakter dość marginalny. Kobiety z reguły pragną mieć dzieci i rzadko która stoi w sytuacji dramatycznego wyboru; czasem jednak mieć ich nie chcą, nie mogą lub są zbyt odpowiedzialne, by mieć kolejne. Antykoncepcja zawiodła lub była niedostępna, mąż był pijany i użył siły, ktoś nas wykorzystał i porzucił; wiele jest przypadków, których konsekwencją nie może być wymuszone rodzicielstwo.

Aborcja jest ostateczną możliwością, mało kto z niej korzysta, ale posiadanie do niej prawa daje poczucie autonomii. Trochę tak jak z wolnością opinii czy przemieszczania się: nie zawsze ich potrzebujemy (mało kto ma ważne opinie do wygłoszenia lub przemożną wolę ciągłego podróżowania), ale posiadanie tych praw daje nam poczucie autonomii i niezależności oraz tego, że władza ma ograniczony zasięg działania.

Prawo do aborcji stanowi, że macierzyństwo jest sprawą kobiety, a nie władzy. Dlatego prawo to jest wszędzie w cywilizowanym świecie traktowane jako prawo człowieka. We Francji, Belgii, Anglii uchwalili je konserwatyści, godząc się z faktem, że kobieta też jest człowiekiem. Dla naszej władzy to nie jest fakt, tylko nieuzasadnione marzenie lewaków i feministek. Lepiej się rządzi, gdy połowa społeczeństwa nie ma pełnych praw i jest w sytuacji zależności. Obowiązkiem kobiet jest rodzić, bo władza potrzebuje ludzi do pracy i mięsa armatniego (wtedy, gdy Kaczyński zacznie walczyć z Europą o „niepodległość”).

Dlatego, gdy autorytarna władza się umacnia, wykorzystując sytuację, jaka dziś powstała na skutek epidemii, jej wolą jest ubezwłasnowolnienie kobiet. To nie margines autorytarnych projektów, to ich centrum. I nie ma to nic wspólnego z religią, z wiarą ani z troską o kogokolwiek.

Konia z rzędem temu, kto wierzy, że na przykład Kaczyńskiego interesuje los embrionów – jego interesuje rozrodczość. A kobiety mimo 500 plus nie chcą rodzić. Trzeba więc je przymusić siłą, przy pomocy Ordo Iuris i Kościoła, a przede wszystkim specjalnych ustaw. Będzie jak w Rumunii za czasów komunizmu lub za czasów Vichy we Francji, Hitlera w Niemczech i Stalina w Rosji.

Idziemy, pod każdym niemal względem w kierunku przeciwnym niż cywilizowany świat. Katoliccy talibowie już kilka razy próbowali doprowadzić do ubezwłasnowolnienia kobiet, które miało miejsce w reżymach totalitarnych. Dotąd im się nie udało. Teraz wracają i mają pełnię możliwości.

 

koduj.24.pl